W Tanzanii mamy dwie pory: deszczową i suchą. Wiemy, że jak jest pora deszczowa spodziewamy się większej ilości deszczu. Jednak ten rok był bardziej obfity w deszcze niż zwykle. Ksiądz Biskup powiedział, że takie deszcze zdarzają się raz na trzydzieści lat.  My, żyjące blisko jeziora (ok. 100 metrów) mogłyśmy czuć zbliżające się niebezpieczeństwo. Deszcz padał prawie każdego dnia, woda płynęła nie wiadomo skąd, domy, drogi, uprawy na polu zostały zniszczone. Były dni, że nie mogłyśmy przejechać drogą z Makoko do Bukangi; samochód ze względu na zły stan drogi po prostu się zepsuł. Niekiedy prąd wody był tak silny, że wyrywał słupy betonowe z ogrodzenia i niszczył siatkę, a woda dostała się także do kaplicy. Na polu, gdzie mamy uprawę bananów, ananasów i ogród warzywny – woda sięgała do kolan. Przy końcu czerwca słońce pojawiało się częściej, ale wtedy mogłyśmy zobaczyć, że ogród był w opłakanym stanie. Bananowce trzeba było sadzić na nowo, bo gniły. Z 10.000 zasadzonych ananasów udało się uratować około trzydzieści (trzeba wiedzieć, że ananas rośnie trzy lata, aby zbierać plony). Młode drzewka papai wypłynęły, uratowałyśmy  tylko kilka. Kukurydza uległa zniszczeniu. Podjęłyśmy decyzję o reorganizacji ogrodu i przeniesieniu go bliżej domu.  Potrzeba wiele czasu, pracy, środków, aby ogród znów stał się ogrodem i przynosił owoce.